Rozłożyłam czesankę, precyzyjnie, fachowo wmasowałam barwnik zapakowałam do piekarnika, nastawiłam zegar, posprzątałam na blacie, ściągnęłam rękawice i ...... co ujrzałam? Taki widok:
pierwszą reakcją było ogromne zaskoczenie, potem zamyślenie - jakie ładne przejścia kolorystyczne :)
od strony wewnętrznej, tez się "ładnie" ufarbowało
a potem nastał 20 minutowy proces szorowania mydłem, płynami, pastą ścierną, pumeksem, szczotką
i do takiego stanu udało mi się doprowadzić rękę.
Na drugi dzień oczywiście pranie ręczne i muszę przyznać, że po 6 dniach jeszcze w niektórych miejscach barwnik jest.
Jaki wniosek z tego wydarzenia? To musi być bardzo dobry barwnik. Zobaczymy, jak sprawdzi się we właściwej roli :)
Zdjęcia robione późno w nocy, bo oczywiście za takie prace zabieram się wieczorem ;)
Poniżej bohaterka całego zamieszania - zafarbowana czesanka
Kolory piękne! Na rekach również! Ja tam z dumą obnoszę brudne łapy, prawdziwi artyści ciągle mają brudne paluchy :)
OdpowiedzUsuńNo, ale barwy czesanki PIĘKNE!!! I cieniowanie na dłoniach bardzo ciekawe:)
OdpowiedzUsuńNo pięknie. Mi na takie eksperymenty jak ręką odjął pomaga duże pranie ręczne :) Proszki do prania mają w sobie coś, co znakomicie wybawia takie cuda z dłoni!
OdpowiedzUsuńczesanka wyszła bardzo ciekawa ... ale ręce hehehe przez 6 dni byłaś stylowa :o)))) ludzie pewnie w głowę zachodzili, co Ci się stało ;p
OdpowiedzUsuńLicho ma rację, to dłonie Artystki. Kolory bajeczne uzyskałaś :)
OdpowiedzUsuńJa podczas któregoś farbowania robiłam to w rękawiczkach, które miały dziurę. Kolor też się trzymał ponad tydzień - mimo prania i zmywania :).
OdpowiedzUsuń